Czy opowiadaliśmy Wam jak spędziliśmy pierwszy dzień Wiosny? Wsiedliśmy do autokaru i pojechaliśmy do gospodarstwa agroedukacyjnego w gminie Pomiechówek. Miejscowość nazywa się Wymysły i jest adekwatna do tego co tam wymyślono. Zaczęło się niewinnie. Pani gospodyni opowiedziała nam o tym jak od 21 marca wydłuża się dzień, jakie zmiany zachodzą w przyrodzie i co w związku z tym robi się na wsi.
Bardzo grzecznie siedzieliśmy i słuchaliśmy tej barwnej opowieści.
Potem robiliśmy kwiaty z bibuły na święto zwane Gaikiem. Było to ludowe święto słowiańskie poświęcone witaniu wiosny polegające na obchodzeniu wsi z ozdobionymi roślinami – najczęściej gałęziami lub małymi drzewkami.
Wszyscy dzielnie składaliśmy wycięte z bibuły kwiatki.
Kiedy już skończyliśmy z przygotowaniem kwiatów, przeszliśmy do dalszych zadań.
Wybieraliśmy obrazki roślin i przypinaliśmy je na tablicy korkowej, a potem do każdej rośliny przedstawionej na ilustracji mieliśmy dobrać odpowiednie nasiono, z którego wyrosła…
Widzicie nasze miny? A tackę z nasionami też widzicie? To już macie jasność w temacie. Niektóre nasiona znamy: mak, słonecznik, fasola są dość charakterystyczne , ale nasiona zbóż? Ze zbożami jest już trudniej…w końcu z naszymi Paniami daliśmy radę! Choć nasze koleżanki poczuły to, co Kopciuszek kiedy oddzielał mak od prosa.
Po części teoretycznej ubraliśmy się, żeby przystroić Marzannę, która symbolizuje słowiańską boginię zimy i śmierci. Kiedy topimy Marzannę, zima umiera, a rodzi się wiosna i symbolizuje to nowe bóstwo – Jaryło.
Każdy z nas wplatał wstążki z bibuły w Marzanny czuprynę, żeby pięknie wyglądała. Czy myślicie, że kiedy topi się Marzannę to ona czuje się lepiej, z tymi wstążkami? Nie macie zdania?!
My jesteśmy pewni, że tak. Rytuały są ważne i my o tym sami najlepiej wiemy! W rytuałach najlepiej nie dopatrywać się sensu, one są po to by zapewnić poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Jesteśmy pewni, że Marzanna mając te wstążki może poczuć się bezpieczniej, kiedy zaczepi nimi o jakiś korzeń i przestanie płynąć w nieznane…
Gaik przystrojony, Marzanna gotowa – to idziemy!
Pan Adam to bardzo się ucieszył jak poszliśmy topić Marzannę, pewnie chciał jak najszybciej poczuć wiosnę!
Myśleliśmy, że po utopieniu Marzanny będziemy mieć trochę spokoju, ale nic z tych rzeczy. Na wsi to ciągle coś się robi, a to karmi się zwierzaki, a to sprząta obejście, a to sadzi się rośliny – dobrze, że mieszkamy w mieście!
Nie wiemy, jaki dowcip opowiedziała Pani Agnieszce koza, ale faktem jest że musiał być zabawny.
Nakarmiliśmy zwierzęta i wtedy dopiero zaczęła się praca!
Sadzenie, a może sianie nasion?
Raz w doniczkach rozsadowych, raz w inspektach, trzeba się schylić i nie da się nie pobrudzić sobie rąk.
Staraliśmy się bardzo, każdy trzymał swoje nasionko w łódeczce dłoni. Ciekawe czy z takiego ziarenka wyrosła Calineczka?
Kiedy skończyliśmy sadzić bratki, Pomyśleliśmy sobie, że sprawność ogrodnika mamy już zdobytą. Niestety okazało się że na wiosnę, jeszcze bieli się pnie drzewek owocowych, żeby wczesną wiosną słoneczko za mocno ich nie opaliło…
Malowanie drzewek wapnem to prawie jak zajęcia malarskie.
I kiedy myśleliśmy że po malowaniu pójdziemy coś zjeść, albo czegoś się napić okazało się, że przed nami do skopania pole …myślicie, że to żart? My też tak myśleliśmy dopóki nie dostaliśmy do rąk dużych łopat.
Zapozowaliśmy do zdjęcia z długimi minami, bo z pracą to jednak nie należy przesadzać. Zapłaciliśmy za wycieczkę i każdy z nas liczył na zabawę, mocno się przeliczyliśmy!
Myślicie, że łatwo skopać ziemię, na której rośnie trawa? To było doświadczenie pracy dla pracy, bo przecież są maszyny rolnicze, które robią to szybciej i lepiej.
Jednak z czasem okazało się, że kopiąc też można się bawić np w krety i usypywać kopce i wykopywać dziury…
Pani Agnieszka musiała pozasypywać te dziury, żeby nikt z nas w nie nie wpadł!
Ponarzekaliśmy sobie, ale tak na prawdę to było fajnie, bo zaraz poszliśmy do “chaty pod lasem” i zajęliśmy się odpoczynkiem w kolorowych trawkach. Jak człowiek mocno się natrudzi to dopiero potrafi docenić odpoczynek!
Całą radość z odpoczynku przedstawił Radek w instalacji – Fajrant! Nam jakoś zabrakło pomysłów na żywe instalacje, więc wykonaliśmy naturę martwą wkładając kolorowe źdźbła traw do doniczki z ziemią. Pomysł słabiutki. Bo gdybyśmy choć wsadzili jakieś nasionko, to po powrocie do domu mogło by nam wykiełkować i zaobserwowalibyśmy jak rośnie…
Amelce jednak chyba się spodobało.