Rada Rodziców przeznaczyła dla każdej klasy równą kwotę, abyśmy w Dzień Dziecka mogli pójść na lody, albo na pizzę. Czy dzielenie po równo – kiedy w naszej klasie jest ośmiu uczniów, a w innej klasie tylko dwoje – jest sprawiedliwe czy nie, to nas w ogóle nie obchodziło. Zostawiamy takie rozterki dorosłym, a sami cieszymy się, że Pani Beata zapytała – gdzie chcemy pójść, żeby wydać te 150 zł?
I jak myślicie , gdzie chcieliśmy pójść?
Oczywiście do Mac Donalda na frytki!
Dlaczego akurat na frytki? Bo ziemniaki może jeść i Staś, i Kamil, i wszyscy lubimy frytki.
Wyjście było bardzo udane, choć mało brakowało, żeby beztroski Maks, po raz kolejny, zapomniał zabrać swojej czapki, tak jak to zrobił wczoraj, kiedy zostawił ją w metrze…
Wracając przez Park Żeromskiego podziwialiśmy kwitnące rododendrony, czy też różaneczniki ( tak również nazywają je botanicy).
Dziękujemy Pani Beato za super atakcyjny Dzień Dziecka!