Na zakończenie maratonu urodzinowego, w czwartek 22 czerwca, Maks urządził w klasie indiańskie urodziny. Zaczęło się klasycznie: życzenia i uściski od kolegów i Pani, rozpakowanie prezentu oraz dmuchanie świeczek na torcie…
Na takie serdeczne życzenia czeka się cały rok…
Prezent rozpakowany. Maks będzie liczył z wesołą marchewką!
Tort jest na biszkopcie bezglutenowym. Na biszkopcie jest mus ze zmikowanych truskawek, do których dodana jest ubita śmietanka kremówka z żelatyną.
Generalnie ciasto smakowało i niektórzy wzięli nawet dokładki.
Po poczęstunku zaczęła się część zabawowa…Jak przystało na Indian każdy musiał sam zrobić sobie pióropusz.
I nie tylko pióropusz, ale i ozdobić swój nóż. Indianie losowali swoje imiona, które przyczepili do pióropuszy.
Po ozdobieniu noży każdy Indianin wylosował kartę ze wzorem totemu, który miał sam zbudować z drewnianych elementów.
Totemy powstawały budowane samodzielnie, albo z małą pomocą. Maksowi nie udało się zbudować wylosowanego totemu mimo pomocnej dłoni jego mamy, która okazała się za mało pomocna!
Kiedy każdy miał już swój totem, nastał czas indiańskich opowieści. Każdy uczestnik zabawy dostał lizak z postacią z opowiadania o Małym Indianinie Nitou.
Pani Edyta dostała rolę Wodza, mama Maksa wzięła rolę szamana i narratora, Maks został demonem z gór, Kamil Indianinem Nitou, Staś -kretem….
Nie zabrakło ról kobiecych, koleżanek Nitou występujących w innej opowieści.
Po opowieści odtańczyliśmy indiański taniec, a szaman zapodał indiańską nutę.
Na koniec imprezy postrzelaliśmy z rewolweru jak to dawno robiono na Dzikim Zachodzie.
Początkujący rewolwerowcy Staś i Maks.
Pani Edyta zadziwiła nas wszystkich celnością strzelania!